20 października 2011

Wyprawa cd.

***

Brązuś Band grał już od dobrej godziny, kiedy Dżery zdecydował się w końcu poprosić Myszkę do tańca. Wypatrywał jej teraz w tłumie, raz po raz łykając nerwowo ślinę. Dwa razy już zdawało mu się, że dojrzał ją w tańczącym tłumie, ale ciągle okazywało się, że to czyjeś inne białe uszka mignęły mu przed oczami.
Zrezygnowany skierował się w stronę stołów z jedzeniem, gdzie w wiklinowych koszach siedziało kilka starszych zabawek, odpoczywających po harcach na parkiecie. Dżery bardzo potrzebował zjeść coś słodkiego na pocieszenie. Przystanął więc przy stoliku koło innych posilających się zabawek i z nieobecnym wzrokiem zaczął nakładać sobie na talerz co popadło. Co pomniejsze kąski lądowały od razu w pyszczku zabawki.
- Przepraszam - poczuł leciutkie szturchnięcie. - Czy mogłabym tylko coś dołożyć?
Dżery obrócił się na dźwięk tego odrobinkę popiskującego głosu. Poznałby go zawsze i wszędzie. Myszka. Okruszek utknął mu w gardle, ale na szczęście udało mu się go szybko odkaszlnąć.
- Wszystko w porządku? - Zapytała Myszka, dosypując kuleczek miodowych do dużych kulistych miseczek i dostawiając talerzyki.
Dżery energicznie pokiwał głową, odkaszlując jeszcze kilka razy. 
Myszka uśmiechnęła się nie patrząc na niego, oceniała wzrokiem co jeszcze należałoby dołożyć na stół.
- Myszko... - zaczął Dżery, przestępując z nogi na nogę.
- Hm? - Zamyślonym głosem mruknęła biała myszka.
- Bo ja... Khem... - odkrztusił raz jeszcze, bo jakoś tak nieszczęśliwie głos zaczął mu odmawiać posłuszeństwa.
- Tak Dżery? - Zapytała Myszka, marszcząc brwi nad brakiem pomarańczowych kuleczek lodowych w dużym pojemniku. Niewątpliwie Miszka, Hipo i Pimpek musieli maczać w tym łapki, pojemniczek powinien był spokojnie wystarczyć na cały wieczór, a tu nie było nawet śladu po topniejących kuleczkach. 
- Bo widzisz Myszko... - zaczął jeszcze raz Dżery, tym razem pewien, że uda mu się poprosić ją o choć jeden taniec.
- Tak? - Zapytała Myszka, odwracając się w jego stronę. Spojrzała w czarne oczy Dżerego i uśmiechnęła się przyjaźnie. Dżery przełknął ślinę.
- Bo widzisz Myszko... - oczka myszki rozświetlone były odbijającym się w nich światłem papierowych lampionów. Dżery przełknął ślinę jeszcze raz.
- Bardzo, ale to bardzo... smakują mi te słodziutkie ciasteczka! -  Dokończył w pośpiechu i wcisnął sobie jedno do buzi.
Myszka zachichotała cichuteńko.
- To bardzo miło Dżery, ale powinieneś to raczej Gampiemu powiedzieć. Z tego co wiem, to on wypiekał te pierożki... I chyba raczej nie miały być na słodko...
Dżery rzucił okiem na talerzyk, który trzymał kurczowo w łapkach. Teraz dopiero spostrzegł, że pomiędzy ciasteczka powkładał i pierożki, i bułeczki, i panierowane kawałeczki serka. Zaczerwienił się po koniuszki dużych uszek, na szczęście półmrok nie pozwolił nikomu tego zauważyć. Nie zauważyła tego też Myszka, wesoło dreptając wokół stołu.
- Dżery, słyszysz?! - Zawołała nagle.
Myszek niepewnie podniósł głowę do góry.
- Fantagiro na scenie! - Ucieszyła się Myszka. - Jedzenie może poczekać, teraz i tak nikt nie będzie nim zainteresowany. Dżery, chodźmy!
Myszek zakrztusił się kawałkiem pierożka, który podgryzał nerwowo. Zanim doszedł do siebie, Myszki już nie było. Tańczyła w korowodzie zabawek do piosenek Fantagiro, śpiewanych głosem kojarzącym się ze słońcem i zapachem malin z Króliczkowego Ogródka.

***

W trakcie koncertu Fantagiro, co spostrzegawcze zabawki zauważyły, że koło sceny, tuż przy schodkach przycupnęła malutka małpka Piziulinka. Jej obecność zwiastowała tylko jedno - zjawienie się w najbliższym czasie Pani Pizi. Co spostrzegawcze zabawki zauważyły, że Papa Miś i Pani Ladarkowa podnieśli się z krzeseł, na których odpoczywali po tańcach i powolnym krokiem zmierzają w kierunku sceny. Co spostrzegawcze zabawki poczuły też nagle, jak coś zaciska im się w brzuszkach, łapki pocą, a w główkach cichy głosik powtarza z nadzieją: "A może to będę ja...".
Słodki głos Fantagiro zaczął się nieznacznie ściszać, aż zamienił się w melodyjny szept, w takt którego podrygiwało jeszcze kilka zabawek. Ostatnie pląsy ustały, gdy przez widownię przebiegł podekscytowany szept, milknąc równie szybko jak się zerwał.
Na podeście stanęli bowiem Pani Pizia oraz Papa Miś. Misiowy tata poważny, ze śnieżno-błękitnym futerkiem wyjątkowo dziś lśniącym, chociaż może to tylko ten niezwykły nastrój wieczoru sprawiał takie wrażenie. Pani Pizia, jak zawsze ze swoim przyjaźnie tajemniczym uśmiechem na twarzy. Fantagiro uśmiechnęła się do nich porozumiewawczo i przekazała mikrofon podpełzającej szybciutko Saczce.
- Kochani, nadeszła chwila, na którą tak długo czekaliśmy - zaczęła wężowym, hipnotyzująco spokojnym głosem. Odwróciła się w stronę małpki i misia, i powiedziała:
- Pani Piziu, Papo Misiu, prosimy. A Fantagiro i Brązuś Bandowi nie szczędźmy oklasków za wspaniałe występy! Przypominam jeszcze,  że po ogłoszeniu wyników nasi muzycy dadzą wspólny koncert! - dodała szybko Saczka.
Plac Pana Kotka rozbrzmiał salwą oklasków, długą i szczerą, która ucichła dopiero gdy Pani Pizia i Papa Miś stanęli na środku sceny i wzięli w łapki podane im mikrofony.
- Witajcie - tubalnym i galowym głosem odezwał się Papa Miś. - Po pierwsze, pozwolę sobie w imieniu własnym i innych zabawek serdecznie podziękować Baji, Gampiemu i ich wspaniałym pomocnikom (których nie sposób tu wszystkich wymienić z imienia) oraz Króliczkowym Siostrom i naszym najzdolniejszym muzykom za zorganizowanie dzisiejszej świetnej uroczystości. Brawa dla nich!
Pobliskie domy zatrzęsły się od kolejnej salwy oklasków. Baja wzruszona ocierała łezki chusteczką i serdecznie tuliła myszki, dziękując im za pomoc i przepraszając za nieco może zbyt nerwowe zachowanie. Gampi rumienił się, ściskając podawane mu łapki. Króliczki zaśmiewały się wesoło otoczone wianuszkiem wdzięcznych zabawek.
- Przyłączam się do podziękowań - odezwała się Pani Pizia i choć głos jej nie był tak donośny jak Papy Misia, na jego dźwięk zaległa cisza jak makiem zasiał. - Bardzo się cieszę widząc jak dobrze się bawicie i jak, z każdym podobnym zdarzeniem coraz wspanialsza jest jego oprawa.
- Ale, przejdźmy już do sedna sprawy, dość się już chyba naczekaliście - dodała małpka z wesołym błyskiem w oku.
Na Placu Pana Kotka zaległa cisza tak przejmująca, że słychać było jak w lampionach potrzaskują zapalone świece. Przez moment zdawało się, że wszystkie zabawki wstrzymały oddech.
Papa Miś odchrząknął.
- Pierwszą decyzją, jaką podjęliśmy z Panią Pizią, moimi najstarszymi synami oraz Liskiem Chytruskiem, którzy jak do tej pory nieustraszenie brali udział w każdej Wyprawie, i z których jestem niezmiernie dumny, była... całkowita zmiana składu drużyny.
Wśród zabawek rozległo się zdziwione westchnienie, niektóre z nich, przeczuwając taki obrót spraw uśmiechnęły się pod nosem.
- Jak nam wszystkim wiadomo, poprzednie Wyprawy zabrały kilkoro z moich synów... Wiele zabawek zaginęło... - Papie Misiowi zatrząsł się głos. - Nie znamy losów Kratki, Trombisia, króliczka Szaraczka i małego Buldosia, i wielu innych kochanych przyjaciół... Nie ma ich z nami, ale pozostaje nam czekać i wierzyć, że jeszcze do nas wrócą! - Dodał z taką mocą w głosie, że zamiast łez w oczach wszystkich zabawek pojawiło się żarliwe zapewnienie o wierze, nadziei i niegasnącym uczuciu do Zaginionych Zabawek.
- Obecna Wyprawa, z racji odmienionego składu, ma cel bardziej wprowadzający i oceniający zdolności nowych uczestników, a zatem nie zostaną oni wysłani w niebezpieczne krainy. Wyprawa zaprowadzi naszych wybrańców przez Zimne Góry, prosto do Lasu Owoców, po specjalne przysmaki na Święto Końca Jesieni. Z wyliczeń Pani Pizi wynika, że powinni dotrzeć do Lasu w sam raz na zbiory, a wrócić na tydzień przed obchodami Święta. A teraz, Pani Piziu, czyń honory... - powiedział Papa Miś i skinął do szarej małpki.
- Moi drodzy... - zabrała głos Pani Pizia. - W najbliższej Wyprawie udział wezmą...
W tym momencie wiele serduszek przestało bić, a przynajmniej tak się zdawało ich właścicielom, wiele małych łapek zacisnęło się, wiele oczu zaszło mgłą. Stojący w pierwszym rzędzie Hipo, Miszka i Pimpek złapali się za rączki i raz po raz przełykali ślinę.
Pani Pizia wzięła głęboki oddech:
- Lewek!
Burza oklasków zerwała się po odczytaniu jego imienia i powtarzała się po każdym kolejno wyczytanym imieniu.
- Tajger!
- Betowen!
Cała rodzina Psowskich zawyła w zachwycie.
- Sindi, Rózia i Vita!
Króliczki popatrzyły po sobie lekko zdziwione, ale szybciutko wybuchnęły perlistym śmiechem.
- Pipciaczki!
W tym momencie Hipo mocniej uścisnął ręce kolegów:
- Jak do tej pory idą wszystkie moje typy! - Pisnął zachwycony.
Pani Pizia figlarnie spojrzała w tłum i odczytała jednym tchem:
- Sandi, Bamse i Simba!
Trzy zabawki zamarły, a ich oczy zamieniły się w spodki.
- M... M-MY?! - ryknęli niedowierzająco.
Małpka zaśmiała się.
- Powtórzę, żeby nie było żadnych wątpliwości: Sandi, Bamse i Simba!
Zabawki zawyły dziko i radośnie, złapały się za łapki i odtańczyły taniec zwycięstwa. Towarzyszyły temu gromkie oklaski i duma rodziców młodzieńców, i oczywiście kręcenie głowy Tajgera, który jakoś nie mógł sobie wyobrazić obecności swojego młodszego braciszka w tak wielkim przedsięwzięciu.
- Dokładne wytyczne i podział obowiązków przedyskutujemy jutro na podwieczorku u Pani Psowskiej - dodała Pani Pizia. - Obecność wytypowanych uczestników jest obowiązkowa. Jeśli ktokolwiek nie czuje się na siłach do wzięcia udziału w Wyprawie, będzie miał też wtedy okazję zrezygnować. - Ostatnie zdanie Pani Pizi zginęło w gromkim śmiechu zabawek. Nie było wśród nich jednej, której choćby przez myśl przebiegła rezygnacja z tak wspaniałego wydarzenia. Pani Pizia poprosiła jeszcze, żeby Tajger, Betowen i Lewek przyszli na przegląd pojazdów przed podwieczorkiem i oddała mikrofon Saczce.
W całym tym radosnym rozgardiaszu nikt nie zauważył, albo i zauważył, ale chwilowo nie zastanowił się nad tym zbytnio, że trzy maleńkie zabawki z łzami goryczy w oczach przeciskają się poza rozradowany tłum.
- Plan "B", panowie, Plan "B"... - przez zaciśnięte zęby wycedził Miszka. Hipo i Pimpek ponuro skinęli głowami. W obliczu takiej niesprawiedliwości mogli zrobić tylko jedno...