30 stycznia 2011

Wyprawa

 ***

Od dłuższego czasu czuło się jesień. Nad Krainą Zabawek unosił się zapach zasypiającej ziemi i liści, które niebawem zaczną opadać. Coraz mniej było już zieleni w drzewach i trawie, ciepła żółć i pomarańcz rozpełzały się po liściach i źdźbłach, nie pozostawiając złudzeń, co do zmieniającej się pory roku. Na łąkach nie było już kwiatów, nie było ich nawet w Króliczkowym Ogrodzie Rózi, Sindi i Vity, może oprócz kilku różanych krzewów, ale one nigdy nie spieszyły się do jesienno-zimowego snu.
 Hipo, malutki błękitny hipopotam i Miszka, malutki miś polarny z wiecznie zagniewanym wzrokiem, obserwowali znaki zbliżającej się jesieni z wysokości końców wierzbowych gałązek, na których bujali się z zamiłowaniem.

 - Myślisz, że będzie dużo padało tej jesieni? – zapytał nagle Hipo, bardzo ponurym głosem, pamiętał, bowiem ostatnią jesień, spędzoną w domu przed kominkiem. Wydawało się wtedy, że całoroczny deszcz umyślił sobie spaść akurat jesienią, równoważąc suchą wiosnę i lato.
 - Jeśli tak, to w tym roku zapadam w sen zimowy – postanowił Miszka.
 - Obiecujesz to sobie co rok! – Zaśmiał się Hipo, mocno odbijając się nogami od ziemi, tak, że ostatnie jego słowa dobiegły do Miszki z bardzo wysoka.

  - Pimpek nadciąga – obwieścił Hipo, opadając na wysokość Miszki.
 - Z tego, co widzę, musi mieć jakieś bardzo ważne nowiny, inaczej nie biegłby tak szybko – zauważył Miszka, gdy żółto-beżowy punkcik w bardzo szybkim tempie przeistoczył się w sylwetkę pieska z podskakującymi w pędzie uszami.
 - Co słychać? – zawołał Hipo, ale na odpowiedź musiał poczekać, aż Pimpek złapie oddech.
 - Nie uwierzycie! – Wykrztusił po chwili maleńki piesek, opierając łapki na kolankach i powoli wciągając powietrze.
 - No, pewno nie – mruknął Hipo, starając się wybić w powietrze wyżej od Miszki.
 - Złaźcie z tego drzewa, bo nie będę się drzeć do was! – Krzyknął do kolegów Pimpek.

  Hipo i Miszka spojrzeli po sobie, po czym wzdychając ciężko zeskoczyli na dół, prosto w stosik wcześniej uskładanej trawy.
 - Co się dzieje? – Zapytał Miszka, otrzepując śnieżnobiałe futerko ze źdźbeł.
 - Nie uwierzycie! – Zawołał po raz kolejny Pimpek, chwytając się za długie, sterczące uszy. Gest ten świadczył o najwyższej Pimpkowej ekscytacji, tak samo jak oklapnięcie uszu o najcięższym Pimpkowym smutku.
 - To już mówiłeś… - ziewnął Hipo.
 - Oj, przestań przerywać! – Rozzłościł się żółto-beżowy piesek, odchrząknął i kontynuował. – Usłyszałem, jak moi rodzice...
 - Raczej znowu podsłuchałeś - wtrącił Miszka, puszczając oko w stronę Hipy, a Pimpkowi wymierzając solidnego kuksańca w bok.
 - Bo wam nie powiem! - Zawołał Pimpek, piąstką oddając Miszce uderzenie w ramię, tak, że stali oboje jeden masując bok, drugi ramię i patrząc na siebie wilkiem.
 - Chcesz się bić?! – Wrzasnął Miszka przeciągając samogłoski, na co Pimpek odpowiedział zwyczajowym, mocno zaakcentowanym:
 - Nooo!!
 - No to masz! – Ryknął Miszka, ale pięść misia polarnego nie zdążyła dosięgnąć celu – do akcji wkroczył Hipo. Złapał Miszkę za nadgarstek i stanowczo powiedział:
 - Spokój mi tu! Miszka, daj Pimpkowi opowiedzieć, co się stało, bić się możecie później, macie na to czas aż do kolacji!
 Miszka i Pimpek spojrzeli po sobie spod zmarszczonych brwi, ale jak przystało na prawdziwych przyjaciół chęć do bójki dawno im już przeszła. Uśmiechnęli się do siebie niepewnie, półgębkiem bąknęli „Dooobra” i uścisnęli sobie po dżentelmeńsku dłonie.
  - Pimpek, mówiłeś… - przypomniał Hipo.
  - Ach, tak! – Podskoczył Pimpek. – Na czym to ja…
 - Na podsłuchiwaniu – podpowiedział Miszka z chytrym uśmieszkiem.
 - A zatem – zaczął ponownie piesek, ignorując Miszkę. – Dziś po obiedzie, kiedy zmywałem naczynia, a że nie było ich zbyt wiele, bo Złośnik, Złośnica, Kratka i Buldoś poszli z samego rana pomagać w smażeniu powideł Pani Ladarkowej i zostali u niej na obiedzie, więc…
 - Pimpek… - groźnym pomrukiem upomnieli przyjaciela Hipo i Miszka.
 - Oj, kiedy to ważne, bo skończyłem zmywanie szybciej niż zazwyczaj, a rodzice myśleli, że jeszcze je zmywam i rozmawiali dość swobodnie i tylko troszkę bardziej jak na co dzień przyciszonymi głosami…
 - Dobrze, dobrze, opowiadaj jak ci wygodnie – westchnął Hipo.
 - Hmm… Więc co to ja…?
 - Zmyłeś naczynia i usłyszałeś jak twoi rodzice… – podpowiedzieli chórem hipopotam i polarny miś.
 - Właściwie to nie skończyłem jeszcze zmywania, miałem w ręce ostatni talerz… - Pimpek zamilkł na chwilę pod spojrzeniem przyjaciół. – Hmm… Tak… Usłyszałem, że rodzice ściszyli głos, więc domyśliłem się, że coś jest na rzeczy. Przykręciłem kurek, żeby woda nie leciała za głośno i usłyszałem wyraźnie jak tatuś mówi, że… - żółto-beżowy piesek zawiesił głos i wzrokiem pełnym ekscytacji powiódł po Hipie i Miszce.
 - Że?! – Wyrwało się słuchaczom.
 - Szykuje się… - szepnął pełnym przejęcia tonem.
 - Pimpek, CO się szykuje! Mów prędko, albo poczujesz polarną pięść na nosie! – Zagroził Miszka, machając zaciśniętą piąstką. Pimpek mocno zaciągnął powietrze w płuca i wyrzucił z siebie jedno, jedyne słowo:
 - WYPRAWA!!!

 Zapadła cisza. Hipo i Miszka jak zahipnotyzowani wpatrywali się w Pimpka. Ciarki przebiegły im po plecach, oczy wytrzeszczyły się, w serduszkach rozlało przedziwne ciepło, a głowy wypełniły myślami brzęczącymi od przygód, obietnic i niebezpieczeństwa, jakie tylko można napotkać w odległym Nieznanym.
 - W… Wy… - wyjąkał Miszka i potrząsnął główką w zupełnym niedowierzaniu.
 - Wyprawa? – Nabożnym szeptem upewnił się Hipo. Pimpek poważnie skinął głową. Trzy zwierzaczki spojrzały po sobie i…
 - WYPRAWA! WYPRAWA! WYPRAWA! WY-PRAAA-WAAA! – Ryknęli śpiewnie, podskakując jak najwyżej mogli. Złapali się pod łapki, odtańczyli dziki taniec radości, po czym Miszka i Hipo zasypali Pimpka pytaniami:
 - Słyszałeś, dokąd jadą tym razem? Być może na południe, tyle jest białych plam na mapach pustynnego obszaru…
 - Kogo wybrali na dowódcę?
 - Mają już plan pojazdu? A wiedzą już, jaki sprzęt zabrać?
 - Kto zajmie się uzupełnianiem map? Ciekawe czy będą zaznaczać obszary wybitnego panoszenia się potworów…
 - Kubuś będzie im szył specjalne stroje?
 Pimpek śmiał się i tylko kręcił głową, odpowiadając:
 - Tego nie wiem, o tym nie wspominali.
 - Założę się, że Vita, Sindi i Rózia pojadą jako opieka medyczna – powiedział Hipo.
 - Się wie – z miną znawcy przytaknął Miszka. – Pani Pizia sama je szkoliła. Poza tym nikt tak jak one nie potrafi przyrządzić solidnego posiłku i to jak trzeba to nawet z niczego!
 - Tajger, Lewek i Betowen też mają duże szanse! Po ostatnim awansie w Zabawkowej Policji wręcz im się to należy!
 - To absolutnie oczywiste! Nie znam dzielniejszego brata od Betowena! – Potwierdził Pimpek. – Należy im się to tak samo jak Pipciaczkom rola w Wypatrywalni! Nikt tak jak oni nie potrafi dojrzeć najmniejszej zmiany na horyzoncie…

Pimpek urwał w pół zdania. Uśmiechy nagle zgasły na rozradowanych buziach. Trójka małych przyjaciół zdała sobie bowiem sprawę, że ciągle są zbyt mali, że ciągle brak im doświadczenia, by zostali wzięci pod uwagę jako wartościowi uczestnicy Wyprawy. Westchnęli.
 - Ciemno się robi – mruknął Miszka – Chyba czas wracać do domu…
 - Chyba tak… - szepnął Hipo.
 Trzy maleńkie zabawki w ponurym milczeniu ruszyły w stronę ścieżki. Nie chciało im się śmiać, nie chciało rozmawiać. Z każdym krokiem czuli, jak wizja Wyprawy oddala się od nich coraz bardziej i rozmywa w powoli zapadającym wieczornym mroku...