27 lipca 2011

Wyprawa cd.

***

- Betowen...?
Błękitny pies nie odpowiedział.
- Betowen? - Wyszeptał Hipo, nieco głośniej niż poprzednio, na co odpowiedziało mu tylko machnięcie puszystych uszu.
- BETOWEN?! - Zawołał zniecierpliwiony hipopotamek i dał nura pod łóżko, w razie gdyby śpiącemu przyszło do głowy odwinięcie łapą budzącemu go natrętowi.
- Która godzina? - Rozległ się zaspany głos psa.
- Dochodzi czwarta... - nieśmiało, spod łóżka, odpowiedział Hipo.
- Hipo? - Pies rozejrzał się po pokoju.
- Tu jestem. - Zachichotał hipopotamek, wyczołgując się na zewnątrz. - Tak merdałeś ogonem i uszami, że strach było podejść.
- Dlaczego budzisz mnie w wolny dzień o tak nieludzkiej porze? - Wymamrotał pies, naciągając kołdrę na głowę.
- Tak jakby spać nie mogłem... i Miszka też tak jakby spać nie mógł, i Pimpek tak jakby też. I tak jakby wymyśliliśmy, że moglibyśmy przejść się już na Plac Pana Kotka i zobaczyć, czy nie potrzeba pomóc w przygotowaniach.
- Co to znowu za wymysły? - Jęknął Betowen, zrzucając kołdrę. - Znacie Króliczki i całą resztę, nic nie trzeba będzie już dziś przygotowywać. Od wczoraj wieczorem stoły tylko czekają na obrusy i jedzenie.
- Pewnie tak - westchnął malutki hipopotam. - Ale nie zaszkodzi sprawdzić, czy na przykład Nosacz albo jakiś żartowniś nie zniszczył wszystkiego przez noc...
- Nosacz siedzi w więzieniu - bezlitośnie przypomniał Betowen.
Hipo zmarszczył brwi i zgrzytnął ząbkami.
- A co jeśli prądożery odcięły dopływ prądu?
- Jeśli prądożery zbliżyłyby się do miasta, uwierz mi, usłyszałbyś je - zaśmiał się pies. - Poza tym nie przypominam sobie, żebyście z Miszką i Pimpkiem mieli jakieś zdolności w dziedzinie elektryki...
- Sprawdzić czy prąd w gniazdku to każdy głupi potrafi - żachnął się hipopotamek.
- Tak, tylko, że w waszym przypadku skończyłoby się na wtykaniu widelca w gniazdko, a do tego dopuścić nie mogę!
- Ale jesteś, wiesz?! - Ryknął zły hipopotamek, któremu na ten moment wyczerpały się pomysły.
- Wiem - z dumą odpowiedział Betowen. - Wracaj do łóżka Hipo, prześpij się jeszcze trochę.
Mały hipopotamek wiedział, że z Betowenem nie wygra. Opuścił głowę i powoli odwrócił się w stronę drzwi. Betowen popatrzył za nim i westchnął głęboko.
- Jeśli pośpisz do szóstej i zjesz śniadanie przed wyjściem, to pozwolę Ci pójść do misiów... i będziesz mógł zostać na zewnątrz jeszcze godzinę po fajerwerkach - dodał po kolejnym głębokim westchnięciu.
- Naprawdę?! - Podskoczył hipopotamek.

- Naprawdę - mruknął Betowen i odwrócił się na drugi bok. - A teraz zmykaj, bo jeszcze jedno słowo i całkiem się rozbudzę, a tego żaden z nas nie chce...
- Kolorowych snów - zaśmiał się Hipo i popędził do swojego pokoju. Oczywiście nie udało mu się już zmrużyć oka, wizja pozostania na dworze przez całą godzinę po fajerwerkach była zbyt ekscytująca.


***

- Jest, jest... jest - mruczała Baja, ze zmarszczonymi brwiami odznaczając pozycje na swojej liście.
- Przecież ci mówiłyśmy, że WSZYSTKO jest już gotowe - zniechęconym tonem powiedziała po raz nie wiadomo już który Rózia. Różowe uszka opadały jej ze zmęczenia.
Baja rzuciła jej tylko wymowne spojrzenie i ze ściągniętymi ustami kontynuowała sprawdzanie listy. Na czubku głowy, w związku z uroczystością zawiązaną miała swoją najlepszą, odświętną, granatową kokardę. Przez myśli Rózi nie raz w ciągu Bajinego przeglądu przeszło przez myśl, że kokarda zdaje się być równie naprężona i przejęta jak jej właścicielka. Króliczka właśnie miała rozważyć opcję uprzedniego jej krochmalenia, albo też zaprasowywania idealnych kantek, ale z rozmyślań wyrwało ją ciche chrząknięcie Baji.
- Wydaje mi się - mocno zaakcentowała te słowa, nie podnosząc oczu znad kartki, - że jesteśmy w miarę gotowi...
- W miarę...?! - Już miała wybuchnąć złością Rózia, ale Vita szturchnęła ją łokciem w bok.
- Mam dziwne wrażenie, że za mało mamy szklaneczek na soki i że talerzyki na ciasteczka są zbyt cieniutkie, ale oprócz tego w y d a je  m i  s i ę - po raz kolejny zaakcentowała, - że jakoś powinniśmy sobie poradzić.
- Większość zabawek nawet się nie będzie kłopotać używaniem talerzy - wymamrotała Rózia pod nosem, ale nie powiedziała nic więcej, Vita dyskretnie wymierzyła jej kolejnego kuksańca.
- O której zjawi się wasza siostra? - Zapytała Baja, przechodząc do programu zdarzeń na dzisiejszy wieczór.
- Och, Fantagiro już jest w Krainie Zabawek, przyjechała wczoraj z samego rana, prosto po koncercie w... - zaczęła Sindi, ale Baja przerwała jej.
- Mam na myśli o której rozpocznie koncert, na obecną chwilę nie mogę się przejmować i wzruszać jej pasjonującymi wojażami, muszę za to wiedzieć kiedy wykańczać ciasteczka z kremem. W połowie występu Pani Pizia ma ogłosić wyniki, a ja MUSZĘ wiedzieć ile czasu będę mieć na studzenia ciasteczek pod krem!
Królicze siostrzyczki spojrzały po sobie.
- O siódmej - wypaliła Rózia i poczuła jak łokieć Vity po raz kolejny wbija się w jej żebra.
- No co?! - zawołała, łapiąc się za bok. - Kto wie do ilu piosenek Brązuś Bandu będą się wcześniej chciały pobawić zabawki?
- Siódma brzmi podejrzanie wcześnie - zmarszczyła nosek Baja i nakreśliła coś szybkimi ruchami w notatniku. - Dobrze, możecie już sobie iść, sama dopilnuję, żeby wszystko, ale to absolutnie WSZYSTKO poszło zgodnie z planem - westchnęła pieska i szybkim truchcikiem oddaliła się od króliczek.
Siostrzyczki spojrzały po sobie, machnęły łapkami i więcej nie kłopotały się Bają, w końcu był przed nimi wieczór pełen wrażeń i niespodzianek...

***

- Przepraszam! No PRZEPRASZAM! - Wołali Hipo i Pimpek przeciskając się między gromadzącymi się w szybkim tempie tabunami zabawek.
- Miszka miał na nas czekać zaraz pod sceną! - Jęknął Pimpek, rozglądając się dokoła, jednak maleńkość zabawki nie ułatwiała mu dojrzenia w tłumie przyjaciela.
- Mówiłem mu, że opuszczamy dziś desery i prosto po obiedzie jesteśmy z powrotem na Placu Pana Kotka!
- Widocznie Pani Ladarkowa przyrządziła dziś coś wyjątkowego - przełknął ślinkę Pimpek, który sam z bólem małego serduszka zrezygnował dziś z truskawkowych ciasteczek swojego taty.
- Tak jakby tu się nie mógł najeść... - zaczął Hipo i w tym samym momencie uderzył łapką w czoło. - Że też o tym wcześniej nie pomyślałem! Pimpek, odwrót!
- Ale dlaczego? Zajmą nam najlepsze miejsca koło sceny!
- Jak się pospieszymy zamiast dyskutować, to jeszcze dwa razy zdążymy sobie zająć dobrą pozycję. Za mną!
- No dobra - potulnie odpowiedział piesek i ruszył za hipopotamem.
Hipo ile sił w nogach pędził w stronę rozłożonych nieopodal uginających się pod poczęstunkiem stołów. Długie obrusy opadały z nich kaskadami, układając się miękkimi falami na samej ziemi.
- Głodny jesteś? - Wydyszał w biegu piesek.
- Ja nie, ale on tak! - Zawołał Hipopotamek, podrywając rąbek obrusu z ziemi. - Miszka, wiem że tu jesteś! Wyłaź natychmiast!
Pluszakom odpowiedział brzęk tłuczonego talerza.
- Trzeba mnie było straszyć? Patrz co zrobiłem! - Mruknął biały miś gramoląc się spod stołu, gdzie przygotował sobie awaryjną skrytkę z ciasteczkami. Oczywiście nie mógł się oprzeć aby nie skosztować paru od razu.
- Jeden talerz to jeszcze nic. Baja na pewno przygotowała ze dwa kartony zapasowych - zaśmiał się Pimpek, który bardzo dobrze znał swoją starszą siostrę.
- O nie! - Ryknął Miszka rozpaczliwym głosem wskazując palcem na scenę. - Saczka wyszła na scenę! Zaczynają bez nas!
Rzeczywiście, na obficie przyozdobioną  kwiatami scenę bezszelestnie wślizgnęła się Saczka, fioletowy wąż, w nieodzownym kowbojskim kapeluszu na głowie. Majestatycznym wężowym slalomem przesunęła się na środek sceny i końcówką ogona złapała za mikrofon.
- Kochani, pozwólcie, że w imieniu nieobecnej jeszcze Pani Pizi serdecznie przywitam was na dzisiejszej uroczystości! Przed nami noc wspaniałych atrakcji! Już za chwilkę swoimi najnowszymi kawałkami porwie nas do tańca Brązuś Band, rozgrzewając przed zabawą do białego rana w rytm przebojów naszej kochanej Fantagiro. Gdyby któryś z nas poczuł spadek sił do tańca, zapraszamy na przekąski, które specjalnie dla nas naszykowali Baja i Gampi i ich wspaniali współpracownicy. Wszyscy znamy nieprawdopodobne kuchenne przeboje jakie wychodzą spod łapek tych dwojga, dlatego gromkimi brawami podziękujmy za dzisiejszą ucztę dla oka i podniebienia!
Baja na gromki dźwięk oklasków skromnie zatrzepotała rzęsami, ukłoniła się szybciutko zabawkom i wróciła do pilnowania czy aby wszystkie talerzyki są pełne łakoci. Gampi wychylił nos z okna kuchennej restauracji, w której pilnowano ciepłoty dań na gorąco.
- Łoooś - wzruszony jęknął po swojemu. - Mam nadzieję, że będzie im smakowało... I że Baja nie zdenerwuje się na pierożki z mięsem prosto z pieca, o których zapomniałem wspomnieć w menu na dziś... Łoooś...
- Nie przedłużając - Brązuś Band - scena jest wasza! - Syknęła do mikrofonu Saczka. - Kochani, życzę cudownego oczekiwania na wyniki!
Saczka ześlizgnęła się szybciutko ze sceny, a na jej miejsce wszedł mały brązowy miś w asyście zespołu muzyków.
- Witajcie przyjaciele - zaczął miś nieśmiałym głosikiem. - Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że możemy dla was zagrać w tak szczególnym dniu, specjalnie na tą okazję napisaliśmy piosenkę...
- Mam nadzieję, że Pani Pizia nie każe na siebie długo czekać! - Miszka nie słuchał już co mówi na scenie jego starszy braciszek.
- Ja też - wtórował mu Hipo.
- Chodźmy potańczyć, szybciej czas nam zleci jak sobie trochę poskaczemy - zaproponował Pimpek.
- Dobra myśl! - Zawołali Hipo i Miszka i razem z Pimpkiem pędem wbili się w chmarę roztańczonych zabawek...