15 kwietnia 2011

Wyprawa cd.

*** 

Na horyzoncie czaił się świt. Zaspane słońce unosiło się ponad porozrzucane gdzieniegdzie obłoczki, leniwie malując je w pastelowe róże. W okolicach Placu Zaginionych Zabawek wisiał zapach świeżo pieczonego chleba i maślanych bułeczek. Właścicielka najsłynniejszej w Krainie Zabawek piekarnio-cukierni "Bajeczna", biała długofutrzasta pieska Baja, uchyliła okno i pozwoliła przepysznemu zapachowi rozlać się w głąb okolicznych uliczek. Zdawać by się mogło, że oprócz niej i cichutko świergolących ptaków wszyscy jeszcze śpią. Nic bardziej mylnego! W oddalonych o niecałe półgodziny piechotą wzgórzach od dobrych paru godzin trwały już prace...

Leżące na północ od centrum miasta, gęsto porośnięte drzewami wzgórza słynęły z dwóch rzeczy: rozległej sieci jaskiń kryjących się w ich wnętrzu i zawieszonej w konarach najstarszych drzew tajemnej siedziby Pani Pizi. Rzucony na nią magiczny urok nie pozwalał nieproszonym gościom na dotarcie do niej. Jeśli zabawki chciały widzieć się z Panią Pizią, mogły zawsze udać się do budynku Rady Zabawek, gdzie w jednym z pokoi mała małpka Piziulinka przyjmowała zgłoszenia na spotkania z Panią Pizią. 
W chwili obecnej, Pani Pizia mruczała coś do siebie, pochylona nad olbrzymim kotłem, z którego powoli i ociężale opadała w dół gęsta para. Pracę Pani Pizi przerwał brzęczyk komunikatora. Szara małpka odwróciła się i nacisnęła przycisk koło głośniczka.

- Tak?
- Pani Piziu, potrzebna nam kontrola materiału kryjącego - odezwał się dziewczęcy metaliczny głos z głośniczka.
-  Już schodzę, Kasiu.
- Dziękuję! - Komunikator wyłączył się z cichutkim kliknięciem. Pani Pizia magiczną łapką przygasiła ogień pod kotłem i szybko przemieściła się w kierunku zawieszonych na lianach wind. Wind było kilka i tylko Pani Pizia wiedziała, którą gdzie można dotrzeć, bez pakowania się w pułapkę. Weszła do jednej z nich i nacisnęła przycisk z literką "H". "Do hangaru" odezwała się winda i szybciutko zjechała najpierw w dół drzewa, później na bok najgrubszym korzeniem, a następnie skręciła w sobie tylko znane odnogi jaskiń i popędziła do jednej z grot, w której mieścił się hangar.
- O! Pani Pizia już jest! - ucieszyła się Kasia, córka Papy Misia i Pani Ladarkowej. Na jej słowa oderwała się od pracy czwórka jej rodzeństwa: Tusia, Misiaczek, Uszatek i Kubuś. 

Zgromadzone w hangarze misie były młodym, utalentowanym rodzeństwem. Wśród czworaczków różowa Kasia była niezrównanym mechanikiem; Tusia, biała z niebieską obwódką wokół uszu, programistą; Misiaczek, brązowy miś w spodniach w kratkę, pomysłowym inżynierem; Uszatek, karmelowy miś z brązowymi uszkami i łapkami, kreatywnym projektantem; a Kubuś, brązowy i nieco starszy od rodzeństwa miś, był krawcem i specjalistą od wszelakich materiałów. Kubusia można było codziennie zastać w zakładzie krawieckim, który prowadził na parterze swojego domku ze szpiczastym czerwonym dachem. Dziś jednak rozkładał ogromne połacie sztywnego materiału na zimnej podłodze hangaru.
- Witaj, Kubusiu - przywitała się Pani Pizia i przelewitowała w jego stronę. Pani Pizi w pośpiechu, czy też zamyśleniu zdarzało się lewitować, na ogół jednak, jak każdy, chodziła piechotą.
- Nie barwiłem ich jeszcze, Pani Piziu - powiedział miś. - Chciałem się najpierw dowiedzieć jakie kolory będą najlepiej maskowały pojazdy w okolicach, w które je wysyłasz.
- Dobrze pomyślane, Kubusiu - pochwaliła małpka, przyglądając się z bliska materiałowi. Zmarszczyła brwi i uniosła jego kraniec w górę. Ścisnęła ciężki materiał w łapkach i zamruczała nad nim cichutko coś, czego misie nie zrozumiały.
- Są wodoodporne - zapewnił Kubuś. - I przepuszczają powietrze. Impregnowałem dodatkowo tym środkiem, na który przepis podałaś mi Pani Piziu parę miesięcy temu.
Małpka z uśmiechem skinęła głową. 
- Grubość jest wyśmienita na zewnętrzną powłokę - pochwaliła. - Mam tylko obawę, czy nie trzeba będzie dodatkowo ocieplić kadłubów pojazdów...
- Co znaczyłoby, że wyprawa szykuje się w zimniejsze okolice...? - podpytywał Uszatek.
Pani Pizia zachichotała. 
- Wiecie, że na razie nie możemy sobie pozwolić na wyciek informacji - powiedziała do misiowej piątki. Zabawki skinęły głowami.
- Co nie zmienia faktu, że byłoby nam łatwiej szykować pojazdy gdybyśmy wiedzieli dokąd mają się udać - wtrącił sprytnie Uszatek. 
- Moi kochani, wystarczy, jeśli przy budowie będziecie podążać za moimi wskazówkami - zachichotała ponownie małpka. - W waszej rodzince ciężko jest zachować nawet maleńkie tajemnice.
Misie zaśmiały się. W tak dużej i tak mocno zżytej rodzince jak misiowa rzeczywiście ciężko było ukryć cokolwiek. Pani Ladarkowa potrafiła spojrzeć na każde ze swoich dzieci w taki sposób, że od razu przyznawały się do każdej psoty, lub dzieliły problemem, na który zwykle potrafiła znaleźć rozwiązanie, koniecznie podane razem z talerzykiem czegoś słodkiego.
- Pani Piziu - Tusia zbliżyła się do małpki. - Chciałabym, żebyś rzuciła jeszcze okiem na system operacyjny map. Dodałam parę drobiazgów, które mogą być przydatne w oznaczaniu nowych terytoriów.
- Świetnie Tusiu. Pozwól, że przeprowadzę jeszcze tylko kilka testów na materiale Kubusia i zaraz do ciebie podejdę.
Misie uśmiechnęły się do siebie. Widać było, że póki co Pani Pizia jest bardzo zadowolona z efektów ich pracy. Trzeba tutaj koniecznie przyznać, że od wielu miesięcy ciężko pracowali, aby zamówione trzy pojazdy odpowiadały wszystkim wymogom Pani Pizi. A tych było co niemiara.






***

- Został nam tylko jeden dzień! - westchnęła Baja, spoglądając na kalendarz. - A tyle jeszcze zostało do upieczenia. Naprawdę nie wiem czy się wyrobimy!
- Nie denerwuj się Baju, wszystko będzie dobrze - odezwała się pomarańczowa myszka, jedna z myszek pracownic piekarnio-ciastkarni "Bajeczna".  
- Mysiu, ale kończy nam się mąka, a mamy jeszcze wypiec cztery kosze babeczek! Pani Pizia złożyła konkretne zamówienie i nie chcę jej zawieść.
- Nic się nie martw, Myszka mówiła, że Myszek dzwonił przed chwileczką i mówił, że osobiście dowiezie dodatkowy transport mąki z młyna. 
- I przy okazji zobaczy swoją ukochaną Myszkę - westchnęła ponownie Baja, tym razem z lekkim uśmiechem. - On jest tak beznadziejnie w niej zakochany... 
- Nie aż tak beznadziejnie, jak Dżery - zachichotała Mysia, spoglądając w kierunku krzątającej się przy ladzie Myszki, czy aby nie słyszy o czym mówią. 
Baja potrząsnęła śnieżnobiałym futerkiem.
- Czy króliczki podały już kolory kwiatów i obrusów? Nie chciałabym, żeby gryzły się z polewami na ciasteczkach.
- Tak, Baju, Rózia przyniosła listę wczoraj i o nic nie musisz się martwić, zdecydowały się na bardzo neutralne odcienie, żebyś nie miała kłopotu z kolorami wypieków. Wiedzą, jaką jesteś perfekcjonistką. 
Baja dumnie pokiwała głową. Na tak wielką uroczystość, jak ogłoszenie członków wyprawy oczywistym było, że ona zostanie poproszona o zapewnienie poczęstunku, tak jak oczywistym było, że siostry króliczki zajmą się dekoracją miejsca. Za ciepłe potrawy miał odpowiadać Gampi, kotek prowadzący znakomitą restaurację, ale jego daniami Baja nie miała zamiaru się kłopotać. To jej ciasteczka i placuszki miały być ozdobą stołów, miały sycić nie tylko brzuszki zabawek, ale też ich oczy. 
- Ciasteczka z kremem wyjmiemy z pieca tuż po przemowie Pani Pizi - postanowiła. - Kiedy zabawki będą zajęte studzeniem emocji po ogłoszeniu uczestników, będziemy mieć akurat w sam raz czasu na nałożenie mojego sekretnego kremu i zdążymy podać je na ciepło.
Zamyśliła się na chwilkę.
- Jakie Gampi przewiduje napoje?
Mysia złapała leżący nieopodal kajecik, przekartkowała go pospiesznie i przeczytała:
- Lemoniada pełna plasterków cytryny oraz truskawkowy kompot z całymi owocami w szklanych wysokich dzbankach oraz białe, pękate, porcelanowe czajniczki owocowych herbat. 
- Które czajniczki? - zaniepokoiła się pieska. - Te z dużym owocowym wzorem, czy te z drobnym kwiatowym obramowaniem? 
- Gampi prosił żebyś dała mu znać, które wolisz.
- Rozsądnie - uśmiechnęła się Baja. - Przedzwoń do niego i przekaż, że zgadzam się na owocowy wzór, o ile będą rozstawione w okolicach owocowych placków. 
- Już się za to zabieram. Masz jeszcze jakieś pytania, Baju?
- Nie mam czasu na więcej pytań. Zabieram się za wyrabianie puszystego ciasta. Mysiu, jak tylko przyjdzie dostawa mąki, proszę podeślij do mnie Myszkę! I pilnujcie drzwi przy odbiorze dostawy. Nie chciałabym, żeby Pimpek, ten mój braciszek urwis i jego koledzy przed tak ważną uroczystością podkradli się do spiżarki.
Baja odwróciła się i popędziła w głąb piekarni, aż podskakiwało jej piękne futerko. Pomarańczowa myszka słyszała jeszcze jak niespokojnie szepce do siebie: "Tyle pracy, tyle jeszcze pracy! Oby z tego całego zamieszania ciasta nie dostały zakalca!".